poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Wielbiciel, czy dowcipniś?

Tjaa.... opowiem wam o moim koledze, starszym o rok. To było w zeszył roku. Chyba kwiecień, jeśli się nie mylę. W mojej szkole były zawody, ale podstawówki, więc gimbusy i szajbusy na trybunach siedzą. I podchodzi ON. Nazywam go z Adą ''Jakoś'' bo jak się nam przedstawiał, to powiedział, że nazywa się Jakoś. Siedziałam na trybunach, oglądając mecz. Siedziałam chyba sama. I przysiadł się do mnie. Otwiera tymbarka, i czyta napis z kapsla: ''Masz go już''. On powiedział: Chyba ją!. Popatrzałam się na niego jak na idiotę < zresztą, słusznie> I spytałam, o co mu chodzi. On, że mnie lubi, ale na K. Potem na O, C, H, A, M, C, I, Ę. Powiedziałam, żeby przestał, ale jak głupi, to i uparty. No cóż... Codziennie, dawał mi przymusowo 5zł, albo kupował lody w sklepiku szkolnym. Prosiłam, aby przestał mnie prześladować, nie słuchał mnie. I tak z trzy miesiące. Aż do końca roku szkolnego. Pewnego wieczoru, niechcący wygadałam się o Jakosiu rodzicom. Poprosili, abym im go na nk.pl pokazała. Więc poszłam i włączyłam jego profil. Ojciec był na podłodze ze śmiechu, a mama była załamana. Jej słowa? ''Dziecko!!! On jest twoim kuzynem!!! '' Tsaaa... Spoko. Powiedziałam to Adzie. Jej reakcja? Zabiłaby się o schody ze śmiechu. Rozpowiedziała to wszystkim... Na długiej przerwie, zaskoczył mnie i dał mi wyjątkowo... całą dychę.... Nagle, dosłownie z znikąd wyskoczyła Ada i krzyknęła '' Jakoś, nie no ogarnij, do kuzynki startujesz!?'' I to były słowa, które mnie uwolniły od 3 miesięcznej pokuty, za grzechy. U Jezusa trwało to 3 dni, a u mnie 3 miechy. Lekka różnica... Ale teraz, jak się robi ciepło... to czasem żałuje, że nie ma już takiego Jakosia, z mamoną i lodem dla mnie... No cóż... Dobre rzeczy dostrzegamy, jak ich już nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz